miał być lajtowy przejazd lasem, a tymczasem pod koniec leśnego przejazdu było bagno i suma summarum przebiłem się tylko przez 1/3 tego odcinka.
Na końcu pierwszego przejazdu utknąłem na samym wyjeździe z bagna i tu się nagle okazało, że nie mam do czego liny z przodu przypiąć...
Była nieśmiała próba ciągnięcia za kangura, ale to było bliskie tonącemu co się brzytwy chwyta. Koniec końców jakoś się przywiązałem do ramy i mnie wyciągnęli.
Radek w międzyczasie utknął próbując mnie objechać i stąd ten filmik jak go już wyciągają.
Pierwsze błoto okazało się być drobiazgiem w porównaniu do kolejnego, w którym inne auta, pomimo załączonych wszystkich możliwych "wspomagaczy", zaliczały wklejki.
Na tym etapie niestety musiałem odpuścić
Na szczęście Radek nie zostawił mnie samego (wielkie dzięki dla niego) i objechaliśmy wspólnie tą kałużę dołączając do ekipy kawałek dalej.
Później oczywiście nie obyło się bez kolejnego ciągania po tym jak w błotnistym zakręcie zarzuciło mnie na drzewo i nie miałem się jak z tego wykaraskać.
Pozytyw z tego wszystkiego to radocha jaką miały dzieciaki z tego topienia i ciągania, a przy okazji było się z kogo pośmiać